Liturgia Dnia

 
Odsłon artykułów:
2173609

O miłości można wiele mówić. Są to jednak tylko słowa. Bóg swoimi czynami uczy, że miłość mierzy się przebaczeniem. Tak uczynił z grzesznym Dawidem (por. 2 Sm 12,13) i całą rzeszą biblijnych grzeszników.
Szokowało zawsze faryzeuszy, że Jezus przyjmował ludzi grzesznych, również publicznych grzeszników. Bunt wywołało spotkanie Chrystusa z kobietą, która prowadziła w mieście grzeszne życie. Faryzeusz, który zapewne uważał się za człowieka czystego, był wstrząśnięty tą sytuacją; tym bardziej że kobieta obmyła stopy Jezusa olejkiem alabastrowym (por. Łk 7,39).


To prawda, była wielką grzesznicą. Niektóre fakty wskazują, że była prostytutką. Stąd mogła budzić odrazę czy niesmak w opinii innych. I jej zapewne nie było łatwo. Więc spotkanie z Jezusem było dla niej niepowtarzalną szansą. Dobrze się przygotowała, skoro miała w zanadrzu tak wielką ilość drogocennego olejku (por. Łk 7,37-38).
Można powiedzieć, że grzech ma woń odoru, więc jest raczej odpychający.  Pokuta, ofiara za grzech winna tę niemiłą woń usunąć, mało tego –  zastąpić miłym Bogu zapachem. Grzeszna kobieta musiała przeznaczyć dużą ilość pieniędzy na ten kosztowny zakup. To nie był jej jedyny dar, jedyna ofiara. Był jeszcze gest uniżenia w formie wylewanych łez na nogi Chrystusa, całowanie Jego nóg, jak również wycieranie ich swoimi włosami. Tak bardzo żałowała, tak bardzo kochała, że stać ją było aż na taki heroizm (por. Łk 7,38).
Nikomu z nas grzeszność nie jest obca. Czy jednak czujemy odór naszych moralnych upadków? Czy grzechy nam tak spowszedniały, że nie czujemy konieczności ekspiacji za nie?
O jednym, jak o dogmacie, należy koniecznie pamiętać, że żal za grzechy i przebaczenie to sprawa miłości dwojga stron. Miłość przywołuje przebaczanie. Jezus odpuścił grzechy kobiecie, albowiem kochała (por Łk 7,47).  Przebaczenie wzmaga miłość, bo im więcej komuś wybaczono, tym ma on więcej motywów, by przebaczającego obdarzać miłością.
Można się więc pokusić o karkołomne stwierdzenie: miłość grzechem i przebaczeniem stoi.
Taką jest moja miłość? Jeśli tak, to nieśmiało możemy o sobie mówić: „Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” (Ga 2,20). Jego po miłości, tej aż po krzyż, rozpoznajemy. Po jakiej miłości mnie rozpoznają?
Prawdziwa miłość polega na tym, że znosi się wszystkie wady bliźniego, nie dziwi się jego słabościom i pokazuje się, ze jest się zbudowanym jego najmniejszymi cnotami (św. Teresa z Lisieux).

 

ks. Andrzej Szopiński